„Boże rany” i „zajączek” – tak obchodzony był Wielki Tydzień w regionie
Jest najważniejszym świętem w tradycji chrześcijańskiej, poprzez które wspominamy mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Wielkanoc to także czas symbolicznych obrzędów i ludowych tradycji. Jak one wyglądały w naszym regionie?
Na ziemi chełmińskiej i Kujawach wierzono w magiczną moc wielkanocnych rekwizytów. Wykorzystywane były one szczególnie w okresie Wielkiego Tygodnia. Poświęconymi w Niedzielę Palmową palmami kropiono obejście, a potem zatykano je pod strzechy, co chronić miało gospodarstwa. Pisanki, dla urodzaju, zakopywano na polach, a wydmuszki wieszano na owocowych drzewach.
W Wielki Czwartek po wiejskich drogach chłopcy biegali z kołatkami, których dźwiękiem wyganiali złe moce. Starsi urządzali symboliczny pogrzeb żuru i śledzia, żegnając w ten sposób potrawy spożywane w trakcie Wielkiego Postu.
W Wielki Piątek, tuż przed wschodem słońca, ludzie zażywali kąpieli w rzece. Obrzęd ten, zgodnie z wierzeniami, zapewniał im zdrowie.
– W dzień ten powszechny był także zwyczaj zwany „bożymi ranami”, czyli smaganie domowników kolczastymi gałązkami – tłumaczy Hanna Łopatyńska z Muzeum Etnograficznego w Toruniu. – Miało to upamiętnić cierpienie Chrystusa.
A jak wyglądała kwestia przygotowania dziś królujących w koszyczkach wielkanocnych pisanek?
Na ziemi chełmińskiej i Kujawach nie funkcjonowały wyszukane techniki zdobienia jajek. Zazwyczaj miały one jeden kolor, a do barwienia wykorzystywano naturalne składniki, takie jak: wywary z łusek cebuli, młodego zboża, kory dębu czy sok z buraków. Skromne były także palmy. Ważne jednak, by znalazły się w nich rośliny symbolizujące życie. Zbierano więc świeże gałązki wierzby z baziami, barwinek, bukszpan, gałązki borówek i cis.
W Niedzielę Wielkanocną, zanim najmłodsi zasiedli do stołu, biegli do ogrodu, w poszukiwaniu tego, co zostawił dla nich kicający gość.
– „Zajączek” to jeden z najmłodszych zwyczajów wielkanocnych, wywodzący się z Niemiec – dodaje Hanna Łopatyńska. – Najwcześniej przyjął się on na Pomorzu i ziemi chełmińskiej, które należały do zaboru pruskiego. Na początku XX w. rodzice zaczęli chować dla dzieci koszyki z kolorowymi jajkami i słodyczami w ogrodzie lub domu, jako upominki od „zajączka”.
Po wielkiej radości przychodził czas, by zasiąść do suto zastawionego stołu. Trudno jednak mówić o potrawach, które są dla regionu charakterystyczne. Podobnie jak w innych zakątkach Polski, tak i u nas znaleźć się musi chleb, jajka, sól i chrzan.
– Dawniej jedzono potrawy własnoręcznie przygotowane przez gospodynie: żurek ze śmietaną i chrzanem, szynkę – najlepiej całą i z kością, wędzoną w jałowcowym dymie – domową kiełbasę, zwaną „białą” oraz „zylc”, czyli wieprzowe nóżki w galarecie – wymienia kierownik Działu Folkloru Muzeum Etnograficznego. – Na deser podawano ciasta, najczęściej różnego rodzaju baby.
W Wielkanocny Poniedziałek lała się woda. Do dziś w drugi dzień świąt kultywowana jest tradycja śmigusa-dyngusa. Na ziemi chełmińskiej popularny był śmigus zielony. Chłopcy smagali dziewczęta rozkwitłymi gałązkami. Na Kujawach zaś polewano się wodą.
– Oba te zwyczaje to pozostałość po starosłowiańskich wierzeniach, przypisujących zielonej gałęzi i wodzie moc oczyszczającą i ożywiającą – tłumaczy Hanna Łopatyńska.
Na Kujawach w Poniedziałek Wielkanocny spotkać można było także kolędników: dziewczynki z „gaikiem” – małą sosną przybraną wstążkami – lub chłopców z chorągiewkami z papieru.
W kilku kujawskich wsiach zachował się zwyczaj malowania wapnem okien w tych domach, w których mieszkają na wydaniu panny. Popularne niegdyś „przywołówki dyngusowe”, polegające na publicznym „wywoływaniu” panien specjalnymi wierszykami w Niedzielę Wielkanocną, dziś obejrzeć można wyłącznie w Szymborzu, jednej z dzielnic Inowrocławia.