Ekscelencjo? „Ja sobie na ten tytuł nie zasłużyłem jako osoba prywatna”
– Biskup ma niewiele życia prywatnego, a właściwie nie ma go prawie wcale. Jeśli poważnie traktuje powierzone mu zadania, to brakuje czasu na myślenie o sobie – mówi ks. bp Wiesław Śmigiel, ordynariusz diecezji toruńskiej w rozmowie z Robertem Kamińskim.
– Zacznijmy nieco trywialnie: jak się zostaje biskupem?
– To pewnie nie jest pytanie do mnie. Prawdę mówiąc ja nawet nie wiem, jak się zostaje biskupem. Stolica Apostolska, a przede wszystkim Ojciec Święty, ma do dyspozycji wiele osób, które pomagają mu w wyborze biskupów. W każdym kraju nuncjusz apostolski, także przy pomocy swoich zaufanych doradców, typuje kandydatów i po zasięgnięciu opinii wielu osób, ktoś jest przedstawiany Ojcu Świętemu jako kandydat. Dokładnie nie wiem, jak przebiegają te procedury, ponieważ nie interesowałem się tym. To pytanie byłoby bardziej zasadne do nuncjatury apostolskiej.
– Posługa biskupia jest pewnym rodzajem władzy. Natomiast „władza” jest dziś pojęciem raczej pejoratywnym. Czym dla księdza biskupa jest władza?
– Posługa nie jest władzą, mimo że z zewnątrz może tak to wyglądać. Zwłaszcza patrząc na to na sposób świecki. Ktoś, kto tego doświadczył i kto poważnie traktuje swoją posługę w Kościele, zdaje sobie sprawę, że władzy jest tu naprawdę niewiele. Jest natomiast rozwiązywanie problemów, próba spojrzenia na całość diecezji, troska o wiernych, ale też i o kapłanów, żeby zapewnić im dobre warunki do spełniania ich posługi. A wszystko nakierowane na to, by Kościół mógł się rozwijać. To media przedstawiają posługę jako władzę. W rzeczywistości to ciężki krzyż do uniesienia. Biskup ma niewiele życia prywatnego, a właściwie nie ma go prawie wcale. Jeśli poważnie traktuje powierzone mu zadania, to brakuje czasu na myślenie o sobie. Cały czas zajmują mi sprawy związane z diecezją, dlatego władzy tu wiedzę niewiele, a raczej służbę.
– To może użyjmy innego słowa: „przywództwo”. Czy jest ono bliższe tej służby, o jakiej ksiądz biskup mówi?
– Może bliżej. Jakaś forma przywództwa, liderstwa występuje również w Kościele.
– Czy zatem trzeba mieć swego rodzaju wrodzoną potrzebę bycia przywódcą, którą odkrywa się dopiero z czasem?
– Ja tego nie odkrywałem, ponieważ moje życie kapłańskiego tak się ułożyło, że zostałem biskupem. W chwili święceń kapłańskich przyjąłem wszystkie tego konsekwencje, te związane z radościami, ale też wymagające posłuszeństwa. Kościół jest przecież wspólnotą, ale też ma wymiar hierarchiczny i posłuszeństwo jest bardzo ważne. Nie ja sobie wymarzyłem bycie biskupem, ale Kościół mi powierzył to zadanie. Kiedy wstępowałem do seminarium, to moim marzeniem było zostać księdzem. Wówczas nawet na diakonów patrzyłem jak na ideał, do którego mi było bardzo daleko. Nawet nie śmiałem pomyśleć o biskupstwie. Zawsze starałem się dobrze wypełniać to, co do mnie należy. Starałem się myśleć o tym, co jest dziś, a nie o tym, co ewentualnie może mnie czekać. Biskupstwa chyba się nie planuje, ono raczej zaskakuje. Przychodzi taka chwila, gdy Ojciec Święty pyta, czy przyjmuje się jego decyzję. Odmawiać papieżowi nie należy, chyba, że są ku temu oczywiste powody. Sama niepewność i wątpliwość, czy podołam, to nie jest wystarczający powód, by odmówić.
– Czy to, co ksiądz biskup czuje obecnie na swoim stanowisku, jest bliższe dumy czy pokory? Innymi słowy: czy można być dumnym z tego, że jest się biskupem?
– Patrząc na to, jaka jest dziś kondycja Kościoła i ile jest przed nim problemów, to naprawdę niewiele z dumy zostaje. Niebezpieczeństw i zagrożeń jest sporo, tych wewnętrznych i zewnętrznych, dlatego towarzyszy mi pokora i wielkie zatroskanie. O Kościół, o jego teraźniejszość i przyszłość…. Oto, co czuję.
– Oficjalnym tytułem z jakim należałoby się zwracać do biskupa jest „ekscelencja”. Co ksiądz biskup czuje, jak się tak do niego zwracają?
– Jest to tytuł grzecznościowy. Kiedyś nawet zastanawiałem się, dlaczego niektórzy używają go z takim upodobaniem. Może dlatego, że w życiu codziennym już tego terminu się nie stosuje. Ludzie szukają jakiejś odświętnej okazji, by tego bardzo uroczystego tytułu użyć. Osobiście nie odnoszę go do siebie, ale do biskupa, jako do urzędu. Dziś jestem biskupem diecezjalnym w diecezji toruńskiej, ale jeśli taka będzie decyzja Ojca Świętego, jutro mogę nim nie być. Jeśli Ojciec Święty stwierdzi, że ktoś inny będzie lepiej wykonywał zadania w danym miejscu, to ja w imię posłuszeństwa i dobra Kościoła to przyjmę. Dlatego odświętny tytuł „ekscelencja” traktuję wyłącznie jako zwrot grzecznościowy. Takich tytułów jest sporo np. w odniesieniu do sędziów, rektorów uczelni, przedstawicieli korpusu dyplomatycznego… Tytuł nie łączy się ze mną jako z osobą – ja sobie na ten tytuł nie zasłużyłem jako osoba prywatna – ale z urzędem, jaki został mi powierzony.
– Przepraszam, ale jak to: „nie zasłużyłem”? Ojciec Święty miał, jak się wydaje, inne zdanie…
– Moim zdaniem w Kościele nikt na nic nie zasługuje, ale wszystko jest darem. Kapłan nigdy nie powinien mieć postawy roszczeniowej. To jest zupełnie inna filozofia, niż w strukturach świeckich. Trzeba o tym pamiętać, żeby nie ulec sekularyzacji i z Kościoła nie uczynić tylko świeckiej organizacji o zasięgu międzynarodowym. Jezus Chrystus powiedział do swoich uczniów, kto z was chce być pierwszy i ważny, niech będzie sługą. Dał przykład takiej postawy, gdy umył uczniom nogi… Staram się o tym ciągle pamiętać.
– Kiedy ksiądz biskup musi podjąć trudną decyzję, kiedy się waha, kiedy nie wiadomo, co począć? Co wtedy?
– Takie decyzje pojawiają się bardzo często. Trudne, wymagające namysłu. Przede wszystkim staram się nie decydować pod wpływem emocji. Staram się nabrać dystansu. Mam też wielu doradców, którzy mi pomagają. Dla mnie wielkim darem jest modlitwa. Wiara i modlitwa pozwalają uspokoić emocje i są prośbą do Boga o pomoc. Łatwo jest podjąć decyzję, kiedy chodzi o wybór między oczywistym dobrem i złem. Wtedy wybór dobra jest jednoznaczny. Jednak często są takie decyzje, które wymagają wyboru między jednym a drugim dobrem. Wówczas w modlitwie proszę o pomoc Ducha Świętego. Czasem sięgam też do sprawdzonych metod rozeznawania, które zalecali święci np. św. Ignacy Loyola. Trzeba też pamiętać, że niekiedy po prostu wystarczy się z problemem przespać. Po dwóch dniach wygląda on zazwyczaj całkiem inaczej.
– A jeśli przyszłoby wybrać źle?
– Jestem człowiekiem i mam świadomość, że mogę się pomylić. Mogę również zostać wprowadzony w błąd… Staram się tego unikać, ale jeśli wybiorę źle, to oczywiście przyznam się do tego, przeproszę i jestem gotowy ponieść odpowiedzialność. Trudno mi samemu oceniać własne decyzje, ale zapewne zrobią to inni. Najtrudniejsze są decyzje personalne, niekiedy dyskusyjne, ale zdaję sobie sprawę, że tu potrzeba zdecydowania i odwagi. Ocenią mnie inni, historia, a przede wszystkim Bóg. Podejmując decyzje nigdy o tym nie zapominam, ponieważ to uczy pokory.