„Każdy, kto piętnuje pedofilię, woła o pamięć ofiar, zasługuje na pochwałę” [FELIETON]
Są czyny tak nikczemne, że wyrażenie głośnego sprzeciwu wobec nich jest nie tylko słuszne, ale konieczne. A każdy, kto głośno krzyczy, zasługuje na nagrodę. Przykładem jest pedofilia.
Każdy akt przemocy, a szczególnie seksualnej, wobec dziecka, osoby nieukształtowanej, niewinnej, jest aktem nieskończonego barbarzyństwa. I każdy, kto piętnuje takie zachowania, woła o pamięć ofiar, zasługuje na pochwałę. Szczególnie jeśli to wołanie ma charakter artystycznego performance’u i uderza swoją symboliką.
Są też stare, wypracowane metody nacisku. Delikatne formy wprawienia ludzi w niepokój. Subtelne szykany. Sprawdzone od lat 70. Wizyty dzielnicowego, postępowania wykroczeniowe, zatrzymania na komisariacie. Wystarczy, by każdy zastanowił się dwa razy, nim np. powiesi buciki na płocie toruńskiej katedry.
Są też ludzie świętsi od papieża, którzy, mimo braku zgłoszenia od „włodarzy” posesji, za wszelką cenę szukają prawniczego kruczka, by tylko nacisnąć i presję stworzyć. Wbrew logice, wbrew poczuciu godności.
Kiedyś szczególnie chronione było dobre imię partii (dziś też jest), dobre imię rządu (dziś też jest) i dobre imię Kościoła. Nawet gdy ten nie prosi o interwencję.
I nagle budzimy się w rzeczywistości, gdy wszystko to jest ze sobą przemieszane. Mamy aktywistę społecznego, który ma ledwie 16 lat, mamy akcję społeczną w oczywisty sposób uzasadnioną, a w swej symbolice mocną, ale i trafną. Mamy włodarzy kościelnych, którzy nie proszą nikogo o interwencję. I mamy organ bezpieczeństwa, który ściga i wypala gorącym metalem te nieprawe zachowania.
Czy tego naprawdę chcemy? Czy chcieliśmy takiej zmiany, że policja nęka dzieci wyrażające swój sprzeciw wobec niegodziwości? Czy społeczeństwo obywatelskie musi być w odwrocie? Czy wierzymy w to, że każde „nielegalne” powieszenie transparentu spotyka się z reakcją policji? Coś chyba ostatnio poszło nie tak.