Tomasz Lenz: ” Zamierzam wygrać wybory i być prezydentem Torunia”
– Mam dużą umiejętność prowadzenia dialogu z ludźmi i rozmawiania z różnymi środowiskami, a także wypracowywania z nimi ważnych dla nich postulatów i wdrażania ich w życie. Żeby miasto dalej się dobrze rozwijało, potrzebny jest prezydent, który umie i chce z ludźmi rozmawiać – mówi Tomasz Lenz, kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Torunia w rozmowie z Wojciechem Giedrysem.
– Jak mógłby mnie pan przekonać, żebym 21 października zagłosował na pana jako kandydata na prezydenta Torunia?
– Toruń potrzebuje zdynamizowania swoich działań dla dobra mieszkańców i dla lepszej przyszłości miasta. W ostatnich latach z Torunia wyjechało bardzo wielu ludzi w młodym i średnim wieku. Gród Kopernika się wyludnia. Przyjeżdżają turyści, ale torunianie wyjeżdżają. Nie widzą dla siebie perspektyw i szans. Uważam, że trzeba postawić na rozwój małych i średnich firm, a także wspierać te firmy, które chciałyby w Toruniu inwestować, a są firmami nowych technologii, nowoczesnego przemysłu i z branży IT. Wszystko po to, żeby absolwenci UMK i innych szkół mieli gdzie pracować i dobrze zarabiać.
– Myśli pan, że to przekona do pana wyborców?
– To nie wszystko. Drugą ważną sprawą dla mnie jest kwestia edukacji. Uważam, że wykształcony człowiek ma szanse na dobre życie i dobre zarobki. Toruńskie szkoły, które ostatnio dotknęły liczne zwolnienia, potrzebują prezydenta, który będzie prowadzić dialog z nauczycielami. Zadba, aby klasy były mniej liczne, a nauczyciele mieli lepszą możliwość prowadzenia takich zajęć, żeby uczniowie kończyli szkołę z lepszą wiedzą i umiejętnościami oraz lepszym przygotowaniem do dorosłego życia. A rodzice powinni mieć poczucie bezpieczeństwa, że dziecko, przebywając w szkole, jest pod dobrą opieką i zajęcia, które się tam odbywają, są zajęciami efektywnymi i dają dzieciom odpowiednią wiedzę. Toruńska edukacja potrzebuje zmian.
– A wie pan, ile te zmiany w edukacji – np. ograniczenie zwolnień nauczycieli i mniejsze klasy – mogą kosztować? Już teraz ponad jedna trzecia budżetu miasta to oświata.
– Mimo że Toruń jest mocno zadłużony, to pieniądze na te zmiany są i nie trzeba ich szukać gdzieś poza miastem. Musimy spojrzeć, jak obecnie są wydawane pieniądze na oświatę, czy inwestycje miejskie są przeprowadzane w sposób efektywny i czy miasto odpowiednio gospodaruje swoimi terenami, aby pozyskać pieniądze. Ewidentnym błędem była sprzedaż miejskich terenów przy ul. Andersa, które w tej chwili są już na rynku wtórnym za znacznie wyższe sumy. Miasto straciło na tym sporo pieniędzy. Należałoby się przyjrzeć funkcjonowaniu różnych instytucji, np. Szpitala Miejskiego. Lecznica regularnie przynosi straty i miasto musi dosypywać kolejne pieniądze do jego działalności.
– Czy planuje pan cięcia w inwestycjach, które są planowane w najbliższych latach?
– Nie, ale z pewnością trzeba będzie przeprowadzić przegląd miejskich planów inwestycyjnych i na nowo określić priorytety inwestycyjne dla Torunia na najbliższe lata. Przeprowadziłem wiele rozmów z toruńskimi przedsiębiorcami, którzy są praktykami biznesu i wszyscy się dziwią, że basen przy ul. Bażyńskich, który został zamknięty w 2017 r., będzie budowany w tym samym miejscu. Wiele lat temu tam powstał, ale dzisiaj mógłby być zbudowany na obrzeżach miasta, z dużym parkingiem i dogodnym dojazdem. Teren przy ul. Bażyńskich – znajdujący się w pobliżu centrum – mógłby być przeznaczony na inne cele, ewentualnie przez miasto sprzedany. Miasto nie tylko może sprzedawać swój majątek, ale może nim także dobrze gospodarować, uzyskując z tego przychód.
– W czym jest pan lepszy od Michała Zaleskiego?
– Jestem osobą, która przyszła do polityki z biznesu. Prowadziłem przez wiele lat własną działalność gospodarczą, potem byłem prezesem dwóch spółek działających w Toruniu. Jestem praktykiem i wiem, jak zarządzać finansami i ludźmi. Zdobyłem doświadczenie w polityce. Jestem parlamentarzystą reprezentującym Toruń już 13 lat. Mam dużą umiejętność prowadzenia dialogu z ludźmi i rozmawiania z różnymi środowiskami, a także wypracowywania z nimi ważnych dla nich postulatów i wdrażania ich w życie. Michał Zaleski przez te wszystkie lata bycia prezydentem zatracił umiejętność rozmowy z ludźmi. Żeby miasto dalej się dobrze rozwijało, potrzebny jest prezydent, który umie i chce z ludźmi rozmawiać.
– Nie ma pan jednak żadnego doświadczenia w samorządzie.
– Ale mam doświadczenie w biznesie. Michał Zaleski kandydując na prezydenta Torunia, nie wiedział, jak kierować miastem.
– Ale wcześniej był dwukrotnie miejskim radnym.
– Doświadczenie przedsiębiorcy, który zaczynał działalność gospodarczą od zera i zbudował średniej wielkości firmę, która zatrudniała ponad 40 osób, i doświadczenie parlamentarzysty, który zajmuje się stanowieniem prawa i zabiega o sprawy toruńskie od wielu lat i robi to skutecznie, to argumenty, które powinny przemawiać na moją korzyść.
– Dlaczego dopiero teraz PO się obudziła i chce mieć swojego prezydenta? W 2014 r. w ogóle nie mieliście kandydata na ten urząd.
– Porozumienie programowe, które zawarliśmy z Michałem Zaleskim i jego klubem radnych, czyli w czasach, kiedy w kraju rządziła PO, a premierem był Donald Tusk, zobowiązywało marszałka Piotra Całbeckiego, posła Grzegorza Karpińskiego i mnie do poszukiwania szans dla Torunia, polegających na tym, że mieliśmy pomóc Toruniowi w pozyskaniu funduszy. Udało się to przecież przy budowie mostu im. gen. Elżbiety Zawackiej, hali przy Bema czy dojazdu do autostrady A1 na Szosie Lubickiej i wielu innych inwestycji. I my ze swoich zobowiązań się wywiązaliśmy. Pozyskaliśmy fundusze. Daliśmy miastu możliwość zrealizowania tych inwestycji. Byliśmy skuteczni i wypełniliśmy swoje zobowiązania, złożone mieszkańcom Torunia. Natomiast dzisiaj widzimy potrzebę zmiany w Toruniu i spojrzenia na sprawy społeczne inaczej, niż to robi Michał Zaleski. Ogłosiliśmy to w swoim programie wyborczym, który jest komplementarny i nad którym pracował duży zespół miejskich aktywistów, naukowców z UMK. Uważamy, że w Toruniu jest potrzebna zmiana. Nie chciałbym, żeby przez kolejne pięć lat miasto dryfowało tak jak przez ostatnie cztery.
– Jakim miastem powinien być Toruń za 5-10 lat?
– Za pięć lat Toruń będzie miastem, w którym osoba kończąca szkołę średnią czy studia będzie miała możliwość podjęcia godnej pracy za dobre pieniądze, wykonując zawód, który będzie dawać jej satysfakcję. Dzisiaj trudno znaleźć taką ofertę na toruńskim rynku. Ludzie szukają jej w innych miastach. Mam nadzieję, że dzięki temu miasto przestanie się tak szybko wyludniać. Chciałbym, żeby rodzice swoich dzieci, a dziadkowie swoich wnuków mieli poczucie, że toruńska szkoła dobrze przygotowuje ludzi młodych do dorosłego życia. Chciałbym, żeby toruńscy przedsiębiorcy mieli poczucie, że są traktowani przez magistrat jako ważny element rozwoju gospodarczego miasta i rozwijali swoje firmy w Toruniu. Chciałbym, żeby UMK przy wsparciu urzędu miasta mógł uruchomić kampus politechniczny, żeby pojawiły się w Toruniu możliwości studiowania kierunków technicznych.
– Dlaczego jednak nie startuje pan do rady miasta? W obawie przed utratą mandatu poselskiego?
– W okręgu nr 4, gdzie mieszkam, który obejmuje Rubinkowo, Mokre, Jakubskie, Grębocin i moje Bielawy, kandyduje aż trzech radnych PO: Krystyna Żejmo-Wysocka, Łukasz Walkusz i Maciej Krużewski. Tyle grzybów w barszczu w jednym okręgu trudno byłoby zmieścić. Ci radni chcą być radnymi, chcą walczyć o swój mandat i mają konkretny program dla swoich osiedli. Nie chcę udawać tak, jak robi to Michał Zaleski, że startuje do rady miasta, a potem mandat składa i tego mandatu radnego nie wypełnia. Niech radni ten mandat zdobędą, bo chcą ten mandat zdobyć dla dobra mieszkańców i chcą ich po prostu reprezentować. Nie chcę konkurować z moimi koleżankami i kolegami na liście.
– Co planuje pan po swojej ewentualnej porażce w wyborach prezydenckich?
– Nie myślę o sytuacji, w której nie zdobędę funkcji prezydenta. Zamierzam wygrać wybory i być prezydentem Torunia.